Wyobraźcie sobie taką historię – Szwecja, lata 80-te XX wieku, w jednym z rezerwatów przyrody, jeden człowiek, niejaki Lars Villks buduje rozległą drewnianą konstrukcję, której dominantami są wieże (ale więcej niż dwie 🙂 )
Wszystko to bez jakiegokolwiek pozwolenia ze strony władz, które o tej “inwestycji” dowiadują się dopiero dwa lata po fakcie. Państwo chce rozebrania konstrukcji, czyni starania by to coś znikło z powierzchni szwedzkiej ziemii… ale autor dzieła nie poddaje się i… ogłasza niepodległość swojego małego królestwa, które nazywa Ladonia. Obejmuje ono półwysep Kullahalvon. Nowe władze uznają budowlę za pomnik narodowy. Mało tego, po incydencie z zabraniem przez Szwecję fragmentu konstrukcji do muzeum w Sztokholmie bez ich zgody, dochodzi do wypowiedzenia wojny Szwecji, Stanom Zjednoczonym i San Marino… science fiction, absurd – nie, to wydarzyło się na prawdę i trwa nadal.
Da się jak ktoś chce….? Da się! 🙂
Dzisiaj Ladonia ma swoją flagę, parlament, królową, a nawet rozdaje tytuły szlacheckie.
Samo miejsce jest nie mniej niezwykłe niż historia jego powstania. Położone w miejscu, gdzie kończy się las a zaczyna kamieniste wybrzeże, przyciąga dzisiaj rzesze turystów chcących zobaczyć dzieło jednego człowieka, który widzi świat nieco inaczej…
To co możecie zobaczyć na poniższych zdjęciach jest stanem sprzed pożaru, który miał to zniszczyć, ale o ile wiem konstrukcja nadal istnieje.
Historia Nimis i jego autora pokazuje, że można inaczej tylko trzeba najzwyczajniej mieć jaja i nie bać się śmierci…